Jak na razie zdjęć nowych nie ma (jakieś są, ale na nieskończonym filmie), więc coś znów napiszę.
Tak się złożyło, że Karolina z pierwszego zdjęcia ma dziś urodziny. Sto lat! Z tej oto okazji poszliśmy do Centrum Sztuki Współczesnej na wystawę Tomasza Sikory "Przejrzystość rzeczy", siódma edycja. Chciałem zatem w sprawie tej wystawy kilka słów wystukać.
Po pierwsze, dziwna to była wystawa. Ni to zdjęcia, ni to... rzeczy, ni to kolaż taki. Z początku czułem się, jakbym robił coś niewłaściwego, gdyż całość wydała mi się bardzo prywatną kolekcją, która nie powinna znaleźć się na wystawie. Każdy eksponat składał się z jakiegoś przedmiotu należącego do konkretnej osoby z naklejonym na nim zdjęciem tej osoby, dużą odbitką tegoż zdjęcia i tekstem od właściciela danego przedmiotu. Niektóre teksty były bardzo osobiste i aż dziwnie było je czytać. Czułem się, jakbym nie powinien tego robić. W trakcie zwiedzania, tak mniej więcej od połowy, zacząłem się dość dobrze bawić, analizując faktury zdjęć, oglądając przedmioty i czytając zabawne teksty. Od połowy zwiedzanie zrobiło się przyjemne. Mimo wszystko, już po wyjściu, jak i teraz, nadal mam wrażenie, że całość, którą zobaczyłem, nie powinna się nigdy znaleźć na wystawie. Pod skórą czuję, jakby gdzieś została naruszona czyjaś prywatność, jakbym to ja był w pewien sposób bezwstydnym podglądaczem. Co najgorsze w tym uczuciu, zostałem do tej roli w pewien sposób (zawsze mogłem wyjść) zmuszony. Pewien, a może i spory, niesmak po tej wystawie mi pozostał.
O wystawie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Czasami słyszę opinie, że są takie chwile w życiu fotografa, w których powinien przestać robić zdjęcia. Odłożyć aparat. Pisał o tym również Kapuściński (o ile dobrze pamiętam i niczego nie pomieszałem). Ta sytuacja może trochę nie na temat. Może, ale czasami zastanawiam się, jak głęboko muszą sięgać fotografowie, by zrobić osobisty portret danej osoby?
Tony Vaccaro, amerykański fotograf, opowiadał w jakimś dokumencie jak zrobił jeden ze swoich ulubionych (?) portretów.
Fotografowanym był Picasso. Za każdym razem, gdy podnosił aparat do zdjęcia Picasso pozował. Przy czym fotograf zauważył, że nie są to zwykłe pozy, ale pozy znane z fotografii innych sławnych ludzi. Tych nazywanych ikonami (tu zaczął wymieniać słynnych ludzi i równie słynnych fotografów ich portretujących). W pewnym momencie Vaccaro nie wytrzymał i zaczął pukać i stukać w swoim Leicę mówiąc, że nic z tego nie wyjdzie, bo mu się aparat zaciął. Maska spadła, fotograf szybko nacisnął spust migawki...
Zabieg prosty, ale skuteczny.
Zamiast kliknąć na podgląd walnąłem publikuj :/ (post bez pointy)
"Enyłej" czasami zastanawiam się, czy trzeba non-stop wynajdywać na nowo koło, by dokonać tego, co dało się wykonać już wcześniej.
Każdy szuka swojego sposobu na fotografię, każdy dąży do tego, żeby jego zdjęcia były wyjątkowe. Może nawet chce się zapisać na łamach historii.
Ja tam chyba sztuki nie rozumiem. Fajne te przedmioty (akurat piszę przedmioty, bo aż dwa widzę na łamach fotopolis). Jednak nie do końca łapię zamysł autora.
Może ja po prostu odmóżdżony jakiś jestem?
Nie martw się, ja też nie łapię ;)
Jak wiadomo, była to już siódma edycja tej wystawy. Zastanawiałem się trochę, czy to nie jest w pewien sposób mój błąd, że oglądam dopiero siódmą edycję, nie obejrzawszy chociażby pierwszej. Może pierwsza coś wyjaśniała, może obejrzawszy pierwszą edycję zrozumiałbym całość. Może. Z drugiej jednak strony, siódma edycja była wystawą samodzielną i chyba powinna się sama bronić. W moich oczach się nie obroniła. Muszę jednak podkreślić, że w moich oczach.
Przypuszczalnie wystawa ta działa trochę jak pamiętniki - niby ludzie piszą je dla siebie, ale każdy w głębii ducha marzy o tym, aby ktoś kiedyś je przeczytał.
To prywatność oddana na życzenie, tak, jakby ktoś ci nerkę oddał :-)
(wystawy nie widziałem - teoretyzuję :-))
Prześlij komentarz