Większość rozmów, które ostatnio przeprowadzam podczas fotografowania brzmi mniej więcej tak:
-Dzień dobry, ma Pan pozwolenie na fotografowanie tego budynku? (najbardziej kreatywna wersja tego pytania "Czy ma Pan pozwolenie na fotografowanie prywatnego budynku z logo prywatnej firmy?") - zaczyna ochroniarz.
-Stoję na chodniku - odpowiadam.
-Ale to jest prywatny budynek.
-A to jest publiczny chodnik.
-No, fakt... - przegrywa bitwę ochroniarz.
Następnie następuje albo całkiem miła pogawędka o tym, co właściwie fotografuję (odpowiadam różnie, choć zgodnie z prawdą, na przykład "kolory" lub "światło"), albo mniej miła próba argumentowania, że jednak nie mam do tego prawa, którą puszczam mimo uszu. Bywa też przezabawnie, gdy ochroniarz mści się wyznaczając mi palcem na chodniku niewidzialną linię, za którą jest już teren prywatny ("niech sobie pan sprawdzi na planie miasta"). Potem staje obok i czeka, aż zrobię te nieuważne pół kroku naprzód, aby zwrócić mi uwagę. Jeszcze trochę, a nauczę się prowadzić te monotonne rozmowy nawet na moment nie przerywając pracy. Rozmowa z policją, która pewnie prędzej czy później nastąpi, byłaby interesującym przerywnikiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
na tych z wąsami uważaj - ci są najgorsi...
Prześlij komentarz