środa, 31 grudnia 2008

Optyk na Ursynowie

Żegnając się ze starym rokiem wrzucam zdjęcie z Ursynowa, a zarazem zdjęcie z ostatniego filmu, jaki moją Yashicą D skończyłem. Nie wiem, czy jest w tym zdjęciu cokolwiek ciekawego, ale jakoś się z odchodzącym rokiem pożegnać trzeba.


Właściwie, to jak się dobrze zastanowić, nie jest to zdjęcie z Ursynowa. Ursynów, jaki wtedy widziałem i jaki znam, jest inny. Pusty, monotonny, niski, schematyczny. A to zdjęcie? Pewnie mogłoby powstać wszędzie. To chyba jednak bez znaczenia. Ot, taka refleksja.

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Nad Wisłą minimalizm

Patrzyłem, patrzyłem i w końcu wrzucam. Oglądałem to zdjęcie tak długo dlatego, że odbitka bardziej mi się podoba, niż ten skan. Nie jestem pewien, w czym rzecz, w każdym razie wolę odbitkę. To pierwsze i pewnie nie ostatnie minimalistyczne zdjęcie znad Wisły, ponieważ ostatnio tak właśnie patrzę na tę czystą inaczej rzekę. "Czystą inaczej" nie znaczy, że jej nie lubię, bo lubię, całkiem nawet bardzo.

Domy w nocy

Jest noc, znowu. Przed chwilą pod prysznicem przypomniałem sobie o pewnym fotografie, który za cel swoich zdjęć często obiera sobie domy w nocy, a nazywa się Todd Hido. Niedawno byłem na jego wystawie i spotkaniu z nim samym, na którym powiedział, że zdjęcia robi praktycznie tylko w USA, bo w Europie jakoś mu nie wychodzi. Próbował, robił zdjęcia w Paryżu, ale to nie jest to, co w Ameryce. Cytując innego bloga "Ciekawe, prawda?".



Chyba jutro (dziś) wrzucę kolejne, moje zdjęcie. Muszę tylko jeszcze trochę na nie popatrzeć.

środa, 24 grudnia 2008

Nad Wisłą

Pierwszy film Hasselbladem przestrzeliłem nad Wisłą. Było pochmurno, trochę siąpił deszcz. Z tego filmu pokażę pewnie dwa zdjęcia. Oto pierwsze z nich.



PS. Wesołych Świąt :)

wtorek, 23 grudnia 2008

Streetphoto by Bruce Gilden

Kilka chwil temu znalazłem taki oto filmik na TyTubo. Wow! Tak robi zdjęcia uliczne członek Magnum ;) Jakby na to nie patrzeć, bardzo... odważne podejście do sprawy. Ciekawe, czy by to się w Polsce, w Warszawie, sprawdziło. Może czas się przekonać?



PS. Fantastyczne jest to co i jak mówi w tym filmie Bruce Gilden :)

Więcej jego zdjęć tutaj.

"10"

Od jakiegoś czasu gnębi mnie syndrom dziesiątej klatki i nie umiem sobie z nim poradzić. Osiągnąwszy jeden sukces(?), czyli to, że robię obecnie ciut więcej zdjęć niż wcześniej (zapewne niedługo się jakieś skany na blogu pojawią), wpadłem w kolejny dołek. Sprawa jest dziwna. Ostatnio co jakiś czas biorę aparat ze sobą, do niedawna jeszcze Yaschicę, teraz Hasselblada i ruszam w miasto. Jak zawsze, zakładam średnioformatowy film, na którym mieści się dwanaście kwadratowych klatek. Gdy dotrę w wyznaczone, lub zupełnie przypadkowe miejsce, a w każdym razie takie, w którym chcę wyjąć aparat z torby, zatrzymuję się i oglądam okolicę. Gdy już wiem, co chcę fotografować, zdejmuję dekielek i robię kolejne zdjęcia. Pstrykam, pstrykam, kolejne klatki mijają, liczba zrobionych rośnie i... dochodzę do klatki nr. 10. Zazwyczaj nie mam problemu ze zrobieniem tego zdjęcia, na nie mam jeszcze pomysł. Problem zaczyna się, gdy tę klatkę przewijam. Wtedy kończy się wszystko, nie wiem, czemu mam robić zdjęcia. Ot, pstryk, i weny brak. Prawie nigdy na jednym wypadzie nie robię więcej niż jedną rolkę, czyli 12 zdjęć, ale ostatnio jest to de facto tylko 10. Dla przykładu dwie historie, czyli dwa pierwsze negatywy zrobione na Hasselbladzie.

1. Pierwszy film postanowiłem zrobić nad Wisłą. Założyłem elegancko film do magazynku i począłem realizować moje minimalistyczne wizje. Chcą przetestować Distagona 50 kierowałem się w stronę Mostu Świętokrzyskiego, gdyż to pod nim chciałem zrobić jedno próbne, szerokie ujęcie. Gdy dotarłem na miejsce, rozstawiłem statyw i zrobiłem zdjęcie. Była to 10 klatka. Po chwili zagadnął mnie przechodzący Pan i począł opowiadać o chińskich znakach urodzenia i znakach Zodiaku. Słuchałem i jednocześnie chciałem przewinąć film. No i przewinąłem, ale za daleko, jedenastą klatkę miałem już z głowy. No nic, przewijam dalej i... znów za daleko! Nie wiem, jak to zrobiłem. Koniec końców na tym filmie zrobiłem tylko 10 zdjęć.

2. Druga historia to historia z dziś. Postanowiłem przestrzelić przeterminowanego T-maxa 100, którego "dostałem" razem z Hasslem. Tak się złożyło, że znalazłem się na Woli i bardzo mi się ta okolica spodobała. Założyłem film, choć było szaro i ponuro i fotografowałem. Trochę pochodziłem, zrobiłem kilka zdjęć i w końcu doszedłem do dziesiątego. To zdjęcie również zrobiłem, ale równocześnie z nim kompletnie straciłem wenę. Nie wiedziałem, co mam robić, nie widziałem już nic interesującego w tym miejscu. By nie tułać się bez sensu wsiadłem w autobus i wróciłem do domu. W domu zrobiłem jeszcze dwa bezsensowne zdjęcia, by jednak tego T-maxa przetestować. I tak wyszło na to, że go przewołałem...

Tak się właśnie sprawy mają. Wszystko zaczęło się jeszcze, gdy używałem Yaschici. Teraz, mając Hasselblada, jest tak samo. Dziwne...

niedziela, 21 grudnia 2008

Jajecznica - wywoływanie akutacyjne

Dziś w trakcie robienia jajecznicy wpadłem na pomysł, by spojrzeć na proces smażenia fotograficznie, innymi słowy: usmażyć jajecznicę akutacyjnie. Przyjmując, że smażenie trwa około 2 minut, wyglądałoby to tak:

-rozbijam jajka na patelnię
-zostawiam nieruszane przez pierwszą minutę
-po minucie kilka "przewrotek", by płynne miało się szansę bardziej usmażyć
-zostawiam patelnię w spokoju na kolejną minutę

Następnie przerywam proces wyłączając kuchenkę i po kilku minutach utrwalam za pomocą HCl. Płukanie następuje już "wewnątrz mnie".

I jak, myślicie, że się uda?

wtorek, 25 listopada 2008

Henri Cartier Bresson w Królikarni

16.11.08 skończyła się w Królikarni wystawa zdjęć HCB (skrót od Henri Cartier-Bresson) pod tytułem "Europejczycy". Pozycja obowiązkowa, więc oczywiście się na tę wystawę w końcu wybrałem. Poniżej trochę moich wrażeń.

Już na początku, w środku, zaskoczenie. Ależ tłok! Wystawa wisiała długo, co pewnie spowodowało, że większość chętnych, w tym i my, przyszło pod sam koniec. Tak już chyba jest.

Wspinamy się po schodkach i zaczynają się pierwsze zdjęcia. Części nie znam, część znam świetnie. I niestety, większość tych, które znam bardzo dobrze, już mnie nie cieszy. Nie czuję radości, że widzę je "na żywo". Mam wrażenie, że mi się przejadły. Z tych, których nigdy nie widziałem, wyłapuję kilka fantastycznych. Kapitalne kompozycje, sceny, świetnie się je ogląda.

Z pierwszej sali kierujemy się do drugiej. Kolejne kilkanaście-kilkadziesiąt zdjęć. Znów lepsze i słabsze. Tak, słabsze. Moim skromnym zdaniem, a przecież żadnych krytykiem nie jestem, część zdjęć HCB po prostu nie wytrzymuje próby czasu. Były kamieniem milowym, rewolucją w fotografii, gdy powstawały. Potem jednak okazało się, że da się je powtarzać, nie są tak niepowtarzalne, jak się wydawało. Niestety, takich zdjęć na tej wystawie było więcej niż kilka. Trzeba jednak pamiętać też, a może i przede wszystkim, o tych zdjęciach, które się wybijają. O tych, które są wyjątkowe, niezwykłe, a takich widziałem przecież w Królikarni bezliku.

Następna sala, trzecia. Oglądam i oglądam, ale skupienie coraz trudniej utrzymać. Mam nadzieję, że to już ostatnia sala.

A jednak nie. Jest jeszcze jedna, czwarta sala. Zwiedzam uważnie, aczkolwiek odczuwam już pewne znużenie. Bardzo dużo tych zdjęć na wystawie było. Spotykamy znajomych. Kolega uważa, że zdjęcia HCB są bardzo malarskie. Tak, coś w tym jest, szczególnie patrząc na kompozycje. Zapewne to z powodu wykształcenia HCB, gdyż był on z wykształcenia malarzem.

Podsumowując, wrażenia z wizyty w Królikarni mam bardzo pozytywne. HCB był wielkim fotografem i choć minęło już tyle lat od powstania wielu ze zdjęć z tego cyklu, mnóstwo z nich, choć nie wszystkie, dzielnie wytrzymuje próbę czasu. Są po prostu niepowtarzalne.

niedziela, 9 listopada 2008

Nowe, stare



Postanowiłem wrócić w miejsce, w którym już byłem. Skończyłem tam film z wycieczki do metra.

PS. Albo ktoś ukradł śmietnik, albo to przejście obok :)

sobota, 8 listopada 2008

Nowy numer kwartalnika "Fotografia"

Przed godziną nabyłem nowy, łączony 26 i 27 numer kwartalnika "Fotografia". Czemu właściwie o tym piszę? Ano dlatego, iż fakt, że ów numer w ogóle się ukazał, jest dosyć ważny jeśli chodzi o polskie czasopisma fotograficzne. Po fiasku, bo niestety tak chyba się stało (z tego co wiem, a raczej z tego, czego nie wiem, nic się w tej sprawie nie dzieje), reaktywowanego "Pozytywu", kwartalnik "Fotografia" stał się bodaj jedynym polskim pismem wyłącznie o fotografii. Nie o sprzęcie, testach, o radach, tylko o zdjęciach i fotografach. Pismem, w którym można zobaczyć świetne prace rozmaitych fotografów i przeczytać ich krytykę. Czemu zatem "Fotografia" miałaby przestać się ukazywać? Otóż, niestety, w tym roku zmarł fotograf i zarazem redaktor naczelny "Fotografii", Ireneusz Zjeżdżałka. Odszedł w wieku zaledwie 35 lat. To smutne wydarzenie postawiło pod znakiem zapytania dalsze istnienie kwartalnika, jednak na szczęście, jak już wiadomo, dzieło Pana Zjeżdżałki będzie kontynuowane. W najnowszym numerze "Fotografii" można znaleźć informację, że planowane są edycje tego pisma na cały przyszły rok, co, nie będę ukrywał, szalenie mnie to cieszy. Cieszy nie tylko dlatego, że będę mógł czytać jedno z moich ulubionych pism, ale również dlatego, że praca Pana Ireneusza będzie kontynuowana. Bardzo ceniłem jego fotografię, również z tego powodu, że zajmował się podobnym rodzajem fotografii, jakim i ja próbuję. Ten numer kwartalnika "Fotografia" poświęcony jest w dużej mierze właśnie Jemu, jego zdjęciom i życiu. Myślę, że warto wydać te 20zł, bo tyle kosztuje i zakupić to czasopismo chociażby dlatego, że znów są w nim świetne zdjęcia.

sobota, 1 listopada 2008

Mam profesjonalny sprzęt, więc nie mogę robić zdjęć w metrze

Wczoraj z kumplem Robertem robiłem zdjęcia na niedawno otwartym węźle komunikacyjnym "Młociny". Kręciliśmy się po obiekcie, ale nie po stacji metra, bo słyszeliśmy, że tam podobno ze statywu nie można. Spacerowaliśmy sobie przez jakieś dwadzieścia minut. Zaczęliśmy od robienia zdjęć w pawilonie-przejściu łączącym parking ze stacją metra i pętlami autobusową i tramwajową. To w końcu nie stacja. Było po 15, więc z racji tego, że nie wziąłem ze sobą statywu, postanowiłem sforsować HP5+ na ISO 6400. Po zrobieniu kilku zdjęć wyszliśmy z pawilonu i doszliśmy do parkingu. Parking jest piętrowy, a ponieważ na dole nie znaleźliśmy nic ciekawego, postanowiliśmy wejść na samą górę, by sprawdzić, jaki tam jest widok. Zawróciliśmy i natknęliśmy się na ochronę obiektu. Robert w ręku trzymał statyw, a na nim Olympusa OM-4, a ja na szyi zawieszoną miałem Yaschicę D. Pan Ochroniarz poprosił nas o pokazaniu mu naszych legitymacji prasowych. Rzecz jasna, takowych nie mieliśmy. Usłyszeliśmy zatem, że trzeba je mieć, bo mamy profesjonalny sprzęt (wszystko przez statyw Roberta!) i że nie możemy fotografować na terenie tego obiektu. Na moje uwagi, że to (do cholery) miejsce publiczne, dowiedziałem się co nieco o zagrożeniach terrorystycznych. Nie ma to, jak wydać durny przepis. Po obiekcie chodziło 4-6 ochroniarzy, a obiekt jest całkiem spory. Gdyby ktoś bardzo chciał, bez trudu zrobiłby potrzebne mu zdjęcia nawet Smarkiem. Tak właśnie przegrywa się z terrorystami. W obawie przed nimi represjonując zwykłych obywateli, którzy chcieli realizować własne hobby. Nie mam pretensji do ochroniarzy, bo robią, co im powiedziano, lecz do tych, co takie rozporządzenia wydali. Przecież są one absolutnie nieskuteczne i nieżyciowe. Mniej więcej tak, jak zakaz fotografowania obiektów wojskowych. Google Earth, helikoptery i aparaty w telefonach komórkowych nie istnieją? Jeszcze trochę, a nic nie będzie można fotografować. Przecież wszystko można wysadzić. Ech, zły jestem, a przecież dzisiaj 1.11. [*]

PS. I co ja teraz zrobię z ledwo rozpoczętym HP5+ naświetlanym na 6400?

środa, 29 października 2008

Czym jest odbitka?

Przypadek ojcem refleksji. Podczas ostatniego posiedzenia w ciemni przypadkiem zaświetliłem jeden arkusza papieru. Właściwie to nie byłem pewien, czy go zaświetliłem, ale wolałem już nie używać tego arkusza. Zostawiłem go więc na stole obok powiększalnika, wyjęty z opakowania i swobodnie zapalałem światło z nim na wierzchu, dalej robiąc inne odbitki. W miarę upływu czasu papier zaświetlał się coraz bardziej, a ja coraz bardziej przypominałem automat do produkowania odbitek. Mimo, iż światło w łazience oświetlało go długo, czerniał powoli, gdyż nie wrzuciłem go do wywoływacza. Na moment zapomniałem o nim, w zmęczeniu i walce z czasem, by zrobić jeszcze kilka odbitek, aż nagle w pewnym momencie spostrzegłem, że papier zrobił się szaro-siny. Widziałem to już wcześniej, bo przecież nie raz zdarzyło mi się zaświetlić papier, nie było to nic nowego, a jednak mnie uderzyło. Tak jakbym się ocknął. Zapaliłem światło i począłem obserwować, co się z nim dzieje. Przed chwilą jeszcze jak wariat robiłem kolejne nieudane odbitki, niemal jak robot. Nie zastanawiałem się, co ja właściwie robię. W tym czasie papier czerniał powoli, w tempie żółwia na urlopie. Zatrzymałem się na moment w amoku pracy i wtedy dotarło do mnie, iż do tej pory ani przez chwilę nie zastanowiłem się, czym jest to, co suszy się pod stołem. Czym właściwie jest odbitka? Zaczerniający się spokojnie papier też jest przecież jakąś odbitką, a powstawał w tak zaskakująco innym tempie niż to, co robiłem rękami ja. On tylko leżał. To był chyba ten moment, w którym udało mi się spojrzeć na odbitkę nie jak na kawałek papieru z obrazem mojego zdjęcia. Przez moment widziałem odbitkę jako papier pomalowany światłem; widziałem jej fakturę i kształt. To były dziwne wizje i dziwne myśli. Myśli bardzo nieśmiałe i niepoukładane. Bardziej wrażenia. Mam przeświadczenie, że wtedy coś mi się w głowie przełamało. Niedługo później poszedłem, również dość przypadkiem, gdyż było to obowiązkowe wyjście ze szkołą, na wystawę twórczości Włodzimierza Pawlaka (skądinąd świetną). Pierwsza część składała się z bardziej konwencjonalnych prac, natomiast druga była tak naprawdę analizą istoty obrazu, jego formy, struktury. Oglądałem, zwiedzałem i powoli, małymi kroczkami, po doświadczeniu z ciemni zacząłem czuć (bo nie widzieć, to jeszcze za dużo powiedziane), sens malowania czarnego kwadratu na białym tle.

czwartek, 16 października 2008

Rodinal 1+100

Jako, że zdjęć nowych nie ma, to w zamian trochę ciemniowej techniki.

Do tej pory używałem głównie Agfa Rodinala do wywoływania negatywów, ale mówiąc szczerze byłem średnio zadowolony z tego, co nim uzyskiwałem, w szczególności jeśli chodzi o ziarno. Dotychczas rozcieńczałem Rodinal w proporcji 1+50 i czas brałem z ulotki. Słyszałem jednak, że Rodinal dużo lepiej pracuje w rozcieńczeniu 1+100, ale nigdzie nie mogłem znaleźć czasu i sposobu mieszania dla takiego roztworu. Poszperałem jednak raz jeszcze i... znalazłem. Przepis na wywołanie w Rodinalu 1+100 brzmi tak:

Robimy roztwór Rodinala z wodą 1+100 ale dwa razy tyle, ile byśmy normalnie użyli. Czyli, jeśli potrzebujemy normalnie 350ml, to robimy roztwór 700ml. Oczywiście, jeśli koreks mieści tylko 650ml, to robimy roztwór 650ml. Zalewamy i przez pierwsze 10s mieszamy powoli i spokojnie, a potem odstawiamy koreks na 30min i w ogóle go nie ruszamy. Po 30min znów mieszamy delikatnie i powoli przez 15s i odstawiamy na kolejne 30min, by całe wywołanie trwało godzinę. Po godzinie wylewamy wywoływacz i dalej już tak, jak zwykle.

Efekty w poprzednim poście (wywołany FP4+). Powiem tyle, że bardzo mi się podoba :)

niedziela, 5 października 2008

Zakaz jazdy


Tydzień temu zerwałem się z łóżka wcześnie rano, o 6:00 (dla mnie to wcześnie rano ;)) i ruszyłem na Pola Mokotowskie robić zdjęcia. Tam zastał mnie dosyć ciekawy widok. Zakaz jazdy?

wtorek, 30 września 2008

Przejrzystość rzeczy

Jak na razie zdjęć nowych nie ma (jakieś są, ale na nieskończonym filmie), więc coś znów napiszę.

Tak się złożyło, że Karolina z pierwszego zdjęcia ma dziś urodziny. Sto lat! Z tej oto okazji poszliśmy do Centrum Sztuki Współczesnej na wystawę Tomasza Sikory "Przejrzystość rzeczy", siódma edycja. Chciałem zatem w sprawie tej wystawy kilka słów wystukać.

Po pierwsze, dziwna to była wystawa. Ni to zdjęcia, ni to... rzeczy, ni to kolaż taki. Z początku czułem się, jakbym robił coś niewłaściwego, gdyż całość wydała mi się bardzo prywatną kolekcją, która nie powinna znaleźć się na wystawie. Każdy eksponat składał się z jakiegoś przedmiotu należącego do konkretnej osoby z naklejonym na nim zdjęciem tej osoby, dużą odbitką tegoż zdjęcia i tekstem od właściciela danego przedmiotu. Niektóre teksty były bardzo osobiste i aż dziwnie było je czytać. Czułem się, jakbym nie powinien tego robić. W trakcie zwiedzania, tak mniej więcej od połowy, zacząłem się dość dobrze bawić, analizując faktury zdjęć, oglądając przedmioty i czytając zabawne teksty. Od połowy zwiedzanie zrobiło się przyjemne. Mimo wszystko, już po wyjściu, jak i teraz, nadal mam wrażenie, że całość, którą zobaczyłem, nie powinna się nigdy znaleźć na wystawie. Pod skórą czuję, jakby gdzieś została naruszona czyjaś prywatność, jakbym to ja był w pewien sposób bezwstydnym podglądaczem. Co najgorsze w tym uczuciu, zostałem do tej roli w pewien sposób (zawsze mogłem wyjść) zmuszony. Pewien, a może i spory, niesmak po tej wystawie mi pozostał.

O wystawie

sobota, 27 września 2008

Anegdotka

W zeszłą sobotę robiłem zdjęcia na Pasażu Wiecha (dla nie-warszawiaków: taki pasaż na tyłach dużych domów handlowych w Centrum). Stoję, słucham muzyki i kadruję. Zdjęcia robiłem Yashicą D, która wygląda tak. W pewnym momencie słyszę przez słuchawki "Szefie, a taki aparat to robi lepsze zdjęcia niż taki normalny, cyfrowy? Bo ja widziałem, że takimi to artyści robią". Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego Pana z zakupami. Uśmiechnąwszy się również nieco, zgodnie z prawdą odpowiedziałem "nie wiem" :) Zamieniliśmy kilka słów i po chwili Pan poszedł dalej w swoją stronę, a ja miałem dobry humor przez resztę tego pleneru :)

Pozytywne są takie niespodziewane, acz przyjazne spotkania :)

piątek, 26 września 2008

Podziemna Warszawa cz. 2


Poprzednia kompozycja była dość skomplikowana, więc teraz czas na coś prostszego. Tym zdjęciem wyczerpuję moje zapasy, ale mam nadzieję, że uzupełnię je wkrótce.

środa, 24 września 2008

Deszcz


W sobotę padało. Warszawa zawsze wydawała mi się specyficzna w czasie deszczu, ale jeszcze nie wiem, jaka. Może dowiem się tego, fotografując ją.

A może tak?

wtorek, 23 września 2008

Przerwy

A teraz zamiast zdjęcia taka mała, osobista refleksja. W sobotę odkryłem, że warto robić przerwy. Sobota była dniem, w którym pierwszy raz poszedłem robić zdjęcia po krótkiej przerwie. Przerwa zaistniała, gdyż brakowało mi pomysłu na zdjęcia. Przestałem zatem zbyt dużo myśleć nad zdjęciami i odłożyłem aparat. W końcu pomysł sam przyszedł, a ja pierwszy raz od jakiegoś czasu tak dobrze czułem się robiąc zdjęcia. Wreszcie dogadywałem się z aparatem, a późniejszy pobyt w ciemni i wywoływanie filmu tylko podkreśliło, że był to naprawdę udany dzień. A wszystko dzięki tej przerwie.

wtorek, 16 września 2008

Podziemna Warszawa


Przejście podziemne pod Wisłostradą w okolicach Starego Miasta i ulicy Nowy Zjazd

W Warszawie znajduje się dość dużo przejść podziemnych pod skrzyżowaniami, czy też zejść do metra (tych może niezbyt dużo). Wszystkie wyglądają podobnie. Są ciemne, wrażeniowe, szczątkowe. Takie jak to.

niedziela, 14 września 2008

Mosty



Na dobry początek jedno zdjęcie sprzed kilku miesięcy. Karolina realizuje właśnie projekt zdjęciowy "Mosty". Most Świętokrzyski.

sobota, 13 września 2008

Początek

To pierwszy post na tym blogu. Nigdy wcześniej nie miałem bloga, a tego założyłem z prostego powodu. Zaczynając od teraz zamierzam portretować (zdjęciowo) warszawską ulicę, a efekty tego projektu chciałbym gdzieś pokazywać. Doszedłem zatem do wniosku, że blog będzie w tym bardzo pomocny i wygodny. Kliknąłem więc kilka razy i wyklikałem bloga.

Na samym początku muszę zaznaczyć, iż projekt, który jest istotą tego bloga, jeszcze się zdjęciowo nie zaczął, ale niedługo zapewne się zacznie. Trudno mi powiedzieć, kiedy pojawi się pierwsze zdjęcie, bo tego nie da się przewidzieć. Zdjęcia będę robił na filmie, a filmy sam wywołuję, co też niestety trochę trwa. Potem jeszcze trzeba wybrane klatki zeskanować. Oby zdjęcia okazały się na tyle ciekawe, że wynagrodzą Wam, czytelnikom, czekanie.

Skąd sam pomysł? Odpowiedź jest dosyć prosta. Od dłuższego czasu szukałem pomysłu na zdjęcia, aż wreszcie zorientowałem się, że do tej pory nie zająłem się tym, co codziennie mijam podróżując przez miasto. Ulicą. Ta myśl wydała mi się szczególnie interesująca w swej prostocie i postanowiłem ją zrealizować. W ten oto sposób narodził mi się w głowie pomysł na zdjęcia, który jak niewiele innych całkiem mi się spodobał.

Mam nadzieję, że na pierwsze efekty nie trzeba będzie długo czekać. Zapraszam ponownie wkrótce!